wtorek, 20 lipca 2010

FETA

FETA czyli festiwal teatrów ulicznych odbył się w Gdańsku po raz kolejny. Ponieważ tegoroczna jak i ubiegłoroczna Feta odbywała się na terenie Bastionów i Dolnego Miasta, mogłam obserwować po pracy próby spektakli. Oczywiście na część spektakli poszłam wieczorem. Atmosfera fajna, bastiony całe w zieleni, dobre jedzonko w centrum festiwalowym wszystko to sprawiło, że w przyszłym roku na pewno się wybiorę. Oprócz spektakli odbywały się również parady na przykład w niedzielę uczestniczyły monstrualne Saurusy - dinozaury, które w spektaklu "Saurus" do Gdańska przywieźli Holendrzy z Close-Act. Tutaj saurusy przyszły na inny spektakl pokazać się. Wywołały duże zdziwienie kiedy tak nagle wyłoniły się zza krzaków.

Saurusy wyłoniły się w trakcie przygotowań do spektaklu widocznego na zdjęciu. Spektakl przedstawiał napoleońską klaunadę o zapomnianych, a wciąż chętnych do wojskowych parad żołnierzach Napoleona Bonapartego ("Toy Soldiers" holenderskiego Tukkers Connexion). Rozpoczęcie przedstawienia musiano przełożyć na pół godziny później a w tym czasie jeden z członków grupy zabawiał publiczność (czyli m.in. nas). Nigdy nie widziałam takiej biegłości w porozumiewaniu się bez słów tylko samymi gestami. Bardzo ciekawe i dopracowane mieli kostiumy i rekwizyty.






Strzelania też trochę było, jak to u żołnierzy Napoleona.













Bardziej zabawnie i bardziej dla dorosłych było na przedstawieniu "Saints & Fools", czyli święci i głupcy. To zabawna, choć nieco hermetyczna opowieść Teatru Weak o chrystianizacji Szwecji, prowadzonej przez biskupa Zygfryda. Zygfryd wyglądał nie jak członek kółka różańcowego ale jak pierwszej klasy zespołu heavy metalowego. I równie ostro dawał czadu po szwedzku:)




Towarzyszyły mu dwie siostrzyczki zakonne, albo poganie:) w zależności od sytuacji na scenie. Same rekwizyty były bardzo prymitywne ale nadrabiali zaangażowaniem.






Niestety nie udało mi się obejrzeć wszystkich przedstawień oraz ominęłam (niechcący) te najbardziej polecane. Jednak i tak uważam dwa wieczory, które na to poświęciłam za udane:) Tym bardziej, że noce bardzo ciepłe i jakoś mało komarów w tym roku.



Korzystając ze okazji chciałam się pochwalić znakomitymi znajomościami jakie posiadam w postaci koleżanki po fachu Antoniny, o której głośno już w prasie:)

Koniecznie przeczytajcie ten fajny artykuł:


Kliknij TUTAJ KONIECZNIE

poniedziałek, 19 lipca 2010

Grunwald

Ponieważ wakacje trwają a ja się wakacjuję namiętnie to pokaże kilka zdjęć z walki na polach Grunwaldu. Gdzie byłam wino i piwo piłam (raczej wodę) i prawie nic nie widziałam:P (bo taki tłum) i się opaliłam (pomimo kremów z wysokim filtrem) i gdzie potem wracałam (w korku a jak:)) Jedyne co udało się tak na prawdę zobaczyć to przemarsz wojsk na pole bitwy. Idą dzielni rycerze i ich albo i nie ich, dzielne kobiety w 35 stopniowym upale (nie przesadzam). A ubrania mieli cudne, każdy szczegół tak dopasowany. Jak ja kocham pasjonatów, takich ludzi nie da się nie podziwiać.

Oprócz upału morderczego i morderczego kurzu wzbijanego przez dziarskich/ walecznych rycerzy oraz równie waleczne dziewki był morderczy tłum. I to jest widok tylko na jeden fragment ludu a przecież taki kordon otaczał pole dookoła. Tłum jak to tłum ciężko się z nim zaprzyjaźniać. Ale jak to na wycieczce krajowej poznałam kilka nowych zastosowań słowa na k.... oraz innych ciekawych określeń. Zawsze mnie zadziwiają żądania ludzi, którzy drą się do takiego tłumu krzycząc proszę usiąść tam na przedzie ja też chce widzieć. To są szaleńcy, jak ktoś chce zginą śmiercią samobójczą aczkolwiek bardzo bolesną, stratowany przez dziki tłum, może coś takiego próbować zrobić. Co jakiś czas warto się w taka tłuszczę wybrać, żeby przypomnieć sobie dlaczego nie jeździ się na tego typu spędy. Już sobie napisałam karteczkę ku pamięci: "NIGDY WIĘCEJ".


A kluczowa osoba przedstawienia, Pan co przytargał dwa nagie miecze. Pan się szczerzył w blasku fleszy jak gwiazda filmowa. Choć tu nie widać. Ale ciężko ignorować kilka tysięcy ludzi pstrykający aparatami komórkami, a niektórzy z braku sprzętu palcami pstrykali, byle coś pstrykać.






I pojawili się Krzyżacy najpierw tłum zamarł a następnie wciągnął w płuca powietrze ze świstem i wypuścił je z najgłośniejszym buczeniem jakie słyszałam. A wiem co mówię bo jechałam kiedyś tramwajem wypchanym lechistami (nasi lokalni kibole). Ale i tak podziwiam Krzyżaków znosić takie obelżywe zachowanie i jeszcze wiedzieć, że i tak się dostanie łomot jak co roku to tylko najdzielniejsza drużyna może znieść. Poza tym Panowie Krzyżacy mieli fajne przyśpiewki po niemiecku oczywiście, nikt nie wiedział co śpiewają ale oczy im błyskały więc wiadomo było, że o miłości do Maryny to to nie jest.




Tutaj Zakonnik podrywał dziewoję na jakiś sprzęt. Jak się ma bajer to się ma efekty:P









Widać, że sprzęt przyniesiony przez rycerzy, giermków i innych stajennych to nie jakieś atrapy. Oni na prawdę wykorzystują to co mają i to nie jako podkładki pod telewizor, co widać na załączonym obrazku na tarczy.








A na koniec wygląda jak modlitwa przed bitwą ale to po prostu upał, który powalał na kolana lepiej niż strzały i miecze przeciwników.







Na koniec co mogę dodać... Zwykle nie skarżę się na niedogodności, ale tym razem wszystkiego było za dużo. Organizacja kiepska to bardzo skromnie powiedziane. Praktycznie nic nie widzieliśmy bo był tylko jeden telebim i to skierowany pod słońce:P nagłośnienie albo za głośne albo w niektórych momentach brak. Ochraniali to wszystko harcerze!!!??? Tak harcerze, przecież ja takie chucherka mogłabym sama zmieść. Nie było wyznaczonych tras do przejścia i ogólnie cepelia i disco polo oraz przemówienia lokalnych polityków jak za czasów Gierka. W przyszłym roku nie pojadę i obejrzę sobie w internecie. Najfajniejszym momentem był powrót do domu o 19, brudni jakbyśmy wyszli z piekła, odwodnieni i głodni umyliśmy się i zjedliśmy kilogram ogórków gruntowych:)