poniedziałek, 28 grudnia 2009

Przed Sylwestrem....

Ja swojego Sylwestra spędzę przy ognisku jak pogoda pozwoli. Niektórzy jednak wybierają się na bale. Tak więc odrobina błyskotek nie zaszodzi.
Naszyjnik z serpentynitem jak widać na zdjęciu do tego kolczyki i bransoletka. Taki mały zestawik.






A jak w ogóle po Świętach? U mnie dobrze, odpoczywam, trochę pracuję trochę jem. Nie przejadłam się pierwszy raz w życiu. Byłam na ściance wspinaczkowej, spotykam się z przyjaciółmi. Jest nieźle. Zaczynam przygotowania do Sylwestra oraz do postanowień Noworocznych.





Te z ubiegłego roku sprawdziły się połowicznie. Ale za to pojawiło się wiele wyzwań, o których nie myślałam. Dobrze jest sobie postawić jakiekolwiek cele. Wiem, że jestem szczęśliwym człowiekiem bo nie muszę w przyszłym roku walczyć o przetrwanie mogę za to realizować swoje cele pomalutku:)





Jest jeszcze taka sobie mała bransoletka z niebieskimi perłami. Do której zrobiłam kolczyki. Tworzą fajny komplet z naszyjnikiem prezentowanym wcześniej.








Moja siostra dostała od tajemniczego Mikołaja...







I na sam koniec naszyjnik inspirowany tym wcześniejszym, tylko z wykorzystaniem marmuru bursztynowego.

Wesołych Świąt!

Niech wszystkie moje życzenia wyśpiewa wam Bing Crosby:

Link do utworu na YouTube- kliknij








I pamiętajcie Mikołaj czuwa i wszystko widzi:)


Niech zbliżający się Nowy Rok nie był gorszy niż ten który się kończy:)

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Prezentowe szaleństwo

Macie już wszystkie prezenty? Ja mam, oprócz tego przygotowuję prezenty biżuteryjne dla innych ludzi. Spieszę się, żeby wyrobić z kilkoma fajnymi zamówieniami. Z tego powodu nie mam czasu posiedzieć i porobić zdjęć. Nie umiem obsługiwać, tego co mam i zdjęcia są fatalne. Robię je tylko i wyłącznie po to żeby utrwalić jakkolwiek to co zrobiłam. Z tego powodu wpadam we frustracje. Wiem, że na razie nie mam czasu żeby się pouczyć tego ... aparatu, wiem, że muszę jakoś utrwalić to co robię bo potem nie będę już miała takiej możliwości jak to pójdzie do ludzi, i wiem, że zdjęcia robię fatalnie. Zostałam sama na polu bitwy:( Piętnaście minut robienia naszyjnika i godzina robienia tego zdjęcia. Pocieszające są dwie rzeczy:
1. Niedługo Wigilia i pewnie pogodzę się z aparatem.
2. Mam masę pięknej biżuterii, która uraduje kogoś wyjątkowego pod choinką.

Owocnych i piernikowych przygotowań do Świąt!!!

środa, 16 grudnia 2009

Czerwone szaleństwo...

:) Nie napływ komunizmu ani przyjazd czerwonej ciotki, ani żadne inne skojarzenia, no chyba że kojarzycie z czerwonym Mikołajem bądź z Dziadkiem Mrozem jak kto woli. w pracy obchodzimy w piątek Wigilię pracowniczą raczej rodzaj bankietu niż typowa Wigilia. Nastawiam się na dobry catering. I w związku z tym dostaliśmy zaproszenia. Zawierały one prośbę Mikołaja, aby ubrać w piątek jakiś akcent czerwony. I rozpętało się piekło. Puściły wszystkie między wydziałowe mury, popękały kajdany nieśmiałości zerwano wszelkie konwenanse. A wszystko pod pretekstem jedynego pytania! Co ubierasz czerwonego w piątek??!! Nic tak kobiet nie jednoczy jak to proste pytanie. Tak więc przeżywam pytania w stylu czy czerwone majtki wystarczą?:P W akcie desperacji niektórzy wyruszają w miasto kupić coś czerwonego, prawie jak na maturę. Oprócz końca roku, podsumowania budżetu i duużej ilości pracy miło jest tak zanurzyć się w czerwone szaleństwo i jak kopciuszek przy pracowniczym biurku planować co się ubierze na bal- zwany dalej Wigilią pracowniczą:)
Tak mi się ten kolor czerwony dał we znaki, że przerzuciłam się na Black and White and Silver:

Szklane crackle oliwki kryształowe, szklane crackle czarno- kryształowe kule, szklane czarne kule, cyrkonowe kuleczki oraz szaro- kremowe perły. Wszystko na srebrnym łańcuszku.

I to by było tyle w tym momencie. Idę szukać czerwonego sweterka....

wtorek, 8 grudnia 2009

Karmelkowy naszyjnik

No może bardziej karneolowy niż karmelkowy. Ale jakoś mi się tak z jedzeniem kojarzy wszystko. Przepracowana pracą i niedospana pogodą próbuję poprawić sobie jakoś nastrój. Nie ma co popadać w przesadę i obżerać się słodyczami, wystarczy stworzyć coś lukrowano- słodkiego. Trochę pracy przy pełnym świetle, bo i ciemno na dworze i łańcuszki cieniutkie. Ale efekt przebił wszystkie trudy.






Do tego fajne kolczyki, trochę jaśniejsze niż naszyjnik.










Na trzecim obrazku prezentuje kamyczki z bliska. Jak widać kolor nie jest jednorodny. Przechodzi od jasno -słomkowego, przez pomarańcz do wiśniowego. Czasami to wszystko na jednym malutkim kamyczku.
Czas ucieka święta się zbliżają, śniegu jakoś nie widać. I tylko spać się chce:( chyba zacznę robić jakieś aniołki na szydełku albo gwiazdki:P

poniedziałek, 23 listopada 2009

Agatowy naszyjnik

Przyszła paczka z pięknymi agatowymi krążkami- pastylkami. Jestem nimi zauroczona. Kamienie są chłodne, jak to kamienie i raczej do lekkich nie należą. Dobrze z nimi komponuje się mocny łańcuszek. Ciężko było go wyginać, paluchy bolą. Ale do małej czarnej, albo lepiej brązowej jak znalazł.






Dzisiaj powrócił temat (do mojej głowy powrócił) rozwoju zawodowo- biżuteryjnego. Znów tworzę sobie plany (w tym jestem najlepsza) gorzej z ich realizowaniem, ale to już inna sprawa. Jest tyle obszarów w których chciałabym się rozwijać. I wierzcie mi mam na to czas... Marnuje go na rzeczy mało ważne bądź całkiem nie ważne. I to jest smutne. Dobrze, że mam bloga i on mnie trochę dyscyplinuje. A tak ogólnie to bez zmian. Dalej mam problemy ze znalezieniem miejsca na tworzenie biżuterii. Ostatnio tworzę na kanapie. Bardzo niewygodnie. Po godzinie pracy musiałam już przerwać, choć wena twórcza była jak najbardziej. Oprócz bolących pleców, mam jeszcze kłopot z umiejscowieniem sobie w czasie tych twórczych aktywności. Żeby tworzyć jak prawdziwy artysta muszę mieć ciszę i spokój, nikt się nie może kręcić i pokój musi być chłodny (uf takie są wymogi). Niestety w moim domku możliwe są do spełnienia tylko w sobotę i niedzielę od 7 do 11 rano oczywiście. Wyobrażacie sobie. Chyba migruję wewnętrznie w stronę rannego ptaszka, byle nie gołębia. I tą uroczą puentą kończę, coby wstydu zaoszczędzić.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Tutorial 2 Jesienny naszyjnik

Tworzenie tutoriali jest naprawdę zabawne. Na tyle zabawne, że angażuje się w to nie tylko mój chłopak ale i moja siostra. Tym razem do produkcji naszyjnika wykorzystałam kilka podobnych elementów. 28 szpilek posrebrzanych o tej samej długości co ostatnio, również musiałam je przycinać. Do tego kuleczki marmuru bursztynowego 8 mm- 28 sztuk. Jak przy poprzednim naszyjniku kółeczka sprężynowe sztuk dwa oraz zapięcie typu federing. Użyłam również dwa zapięcia na rzemień- zaciski.





Zamiast jakiegoś łańcuszka czy linki stalowej można doskonale do wyrobu biżuterii użyć sznurka jubilerskiego woskowanego. Woskowanie nadaje mu ładny błyszczący wygląd, sznurek się nie mechaci i nie rozwarstwia. Ja użyłam sznurka w kolorze czekoladowym, ale są one i w innych pięknych kolorach. Sznurek można kupić na metry bądź też w szpulkach (przechowywanie jest łatwiejsze).






Zaczęłam od odmierzenia 8 sznurków około 65 cm. Tutaj widać pracę zespołową, moja siostra z przejęciem odmierzała sznureczki. Koniecznie chciała uczestniczyć w tworzeniu, żeby pochwalić się kolorem paznokci i zaprezentować szerszej publiczności. Oto jej debiut:P





Po chwili relaksu ze sznurkiem przychodzi czas na prawdziwą pracę:P Przycinanie 28 szpilek. Kto przycinał ten wie, że od dobrego przycinaka zależy kondycja naszych rąk. Tutaj zamieniłam swoje szczypce tnące na multitoola. Jest ostrzejszy.







Zawijanie loopa już pokazywałam, trzeba poćwiczyć i żadnej filozofii w tym nie ma. Tylko tyle, ze zawijając 28 sztuk człowiek czuje się jak w chińskiej fabryce. Po wykonaniu tej katorżniczej:P pracy leci już z górki. Te 28 kuleczek trzeba umieścić ładnie kompozycyjnie na sznureczku i unieruchomić je tam gdzie chcemy.







Takim sposobem na uruchomienie kuleczki jest zawiązanie na niej supełka. Można zwyczajnie zawiązywać. Jak ktoś się chce pokusić na bardziej wyrafinowany jubilerski sposób, to może zrobić to tak jak ja. W taką luźną pętelkę wkłada się igłę i niejako na niej ściąga się supełek. W razie czego (jeżeli supełek nie wypadł w miejscu, które nam odpowiada), można tą igłą (trzymając jedną ręką sznurek a drugą igłę) przeciągnąć supełek w inne miejsce. Jak się nabierze wprawy w używaniu igły to można tej techniki używać do wielu prac w jubilerstwie. Na przykład w ten sposób przeciąga się supełki w czasie "supełkowania" pereł. Prawdziwy sznur pereł powinien być supełkowany to znaczy, że każdy koralik jest oddzielony supełkiem, tak aby perły się o siebie nie ocierały i przy okazji nie kruszyły. Poza tym jak sznurek pęknie na przykład ze starości to nie zgubimy wszystkich pereł tak jak to widać czasami na starych filmach. Wracając do tej techniki to igłą udaje się przeciągnąć supełek bliżej do koralika co nigdy by się nie udało robiąc to bez żadnej pomocy.



Kiedy mamy już wszystkie koraliki zawiązane tam gdzie być powinny, nadszedł czas zakładania zapięcia na sznurek. Osobiście tej pracy nie lubię najbardziej. Już wyjaśniam dla czego. Podczas tej pracy zawsze jestem poszkodowana. Nie umiem używać zasad BHP;P Może jak wam wyjaśnię o co chodzi to unikniecie moich błędów. Po pierwsze używam przy tym kleju typu kropelka. Ja plus kropelka równa się sklejone palce. A sklejone powinny być razem wszystkie sznureczki, aby było łatwiej je wepchnąć do zapięcia. Powinna wystarczyć mała kropla. Ale kleju nigdy nie za mało, według mnie więc leję bez opamiętania aż cieknie po palcach. To jest błąd nr jeden. Błąd nr dwa powstaje podczas czekania na wyschnięcie sznurka, nachylam się za blisko i opary kleju unosząc się dostają mi się do oczu i zaczynam łzawić. Błąd nr trzy to błąd standardowy przy użyciu igły czyli pokłóćcie w palce. Igły używam jak widać na zdjęciu do wpychania sznurka. Jak już wepchnę, ja stosuję taką sztuczkę że nakładam odrobinę kleju dookoła zetknięcia sznurka z metalem. Całość lekko ściskamy szczypcami i nie powinno wypaść. Jak ktoś ma jakiś prostszy patent to proszę się zlitować i ujawnić.



Całość wygląda tak. Dość skomplikowane i przyznam się, że w cale łatwe jak dla osób zaczynających nie jest. Ale ten kto nie próbuje nigdy się nie nauczy. Czasami warto zacząć od czegoś trudnego, nauczyć się cierpliwości i powtarzania aż dojdzie się do perfekcji. Oczywiście to dla ludzi, którzy nie zniechęcają się za szybko. Jeżeli się zniechęcacie zacznijcie od czegoś łatwego.

piątek, 13 listopada 2009

Bez komentarza

Porządkuje zdjęcia na komputerze. Tak wiem robię to w piątek wieczór. Żałosne... i wiecie co jeszcze... Znalazłam wśród zdjęć to:
Ja żądam powrotu wiosny! Natychmiast!
A teraz idę robic sobie budyń, może zanim mleko się zagotuje wiosna wróci...

poniedziałek, 9 listopada 2009

It's not the pale moon that excites me That thrills and delights me...

Oh no:)
Zdecydowanie to, co przyprawiło mnie o dreszcze to nie blady księżyc:p To tworzenie własnego krok- po -kroku tutorialu naszyjnika. Którym, z wielkim entuzjazmem się z Wami dzielę. Mam nadzieję, że tym którzy się uczą pomorze choć troszkę.
Na pierwszy ogień idzie przygotowanie. Ja do naszyjnika użyłam:
1. Srebrnego łańcuszka o długości 45 cm i ogniwach szerokości 3mm i długości 5 mm.
2. 12 posrebrzanych szpilek długości 5 cm (ale musiałam je skrócić).
3. 1 kółeczko- sprężynka o szerokości 7 mm.
4. 2 kółeczka- spręzynki o szerokości 5 mm.
5. 10 kuleczek srebrnych 5 mm.
6. 12 pereł ok 7 mm granattowych z turkusowym pobłyskiem.




Jeżeli mowa o przygotowaniach to nie należy zapominać o sprzęcie ciężkim. Przyznam się, że tych oto szczypiec używam od samego początku swojej działalności i tylko pewne zastrzeżenia mam do szczypiec tnących:P trochę tępe się już robią. Niedługo zamienię je na cążki do cięcia metalu. Ok wykorzystałam do zrobienia naszyjnika szczypce bociany, szczypce tnące i szczypce ściskające. Już nie robiłam zdjęcia tego etapu pracy, aczkolwiek chętnie go opiszę. Wszystkie elementy przed ostatecznym, ściskaniem, cięciem, mocowaniem warto przymierzyć:P. Ja się kilku krotnie nacięłam na to, ze jestem w gorącej wodzie kąpana. Tylko strata kilkunastu minut pracy oraz dość cennych materiałów nauczyła mnie respektu i powściągliwości. Układam łańcuszek na płaskiej powierzchni. Liczę oczka łańcuszka i wyliczam gdzie będę chciała przyczepić koraliki. Wzór jest dość symetryczny więc warto zacząć od wyznaczenia środka łańcuszka. Najlepiej złożyć go na pół tak aby każde oczko leżało równoległe do siebie na tej samej wysokości. Zwykle ( nie zawsze) łańcuszki składają się z nieparzystej liczbie oczek co pozwała zawiesić wisiorek albo centralny koralik idealnie na środku. Aby ciągle nie wracać do wykonanej już pracy przyszpilam (szpilkami) oczka, które będę używać. Nie zgubie ich w ferworze walki i nie będę musiała wykonywać roboty od początku. Takie przyszpilanie i przykładanie koralików do łańcuszka pomaga wizualizować sobie gotowy wyrób.


Etap następny do przygotowywanie szpilek z nadzieniem:) Ja wybrałam sobie granatowe perły oraz srebrne kuleczki nakładam je na szpilkę. Kupując wszelkie akcesoria zwracam uwagę na średnicę otworu oraz grubość np. szpilek. Coby aby nie było siurpryzy:P przy próbie nałożenia zbyt wąskiego koralika, bądź zbyt szerokiego. Tutaj właśnie miałam taką sytuację. Srebrny koralik spadałby przez szpilkę gdyby nie zatrzymywała by go perełka.





Przygotowaną szpilkę trzeba przyciąć aby zrobić loopik (czyli takie kółeczko rodzaj haczyka). Ja na wiwijanie szpilki zostawiam tak około 1 cm. To zależy od wielkości koralików oraz od tego do jakiego łańcuszka będę go przypinać. Jeżeli zrobię mniejsze kółeczko koralik nie będzie się tak dyndał jak przy większym kółeczku.






Zawijam kółeczko przy użyciu bocianów. Łapię szpilkę blisko koralików (u podstawy) i lekko wyginam w jedną stronę. Ten zabieg pomaga zrobić ładniejsze kółeczko.






Następnie przesuwam bociany wyżej i tak mniej więcej w połowie wyginam w drugą stronę taki haczyk. To jest taki ruch jakbym zaginała do ciebie ten drucik.








Teraz wystarczy tylko zmienić narzędzie na ściskające (jak ktoś się postara to bocianami też da radę ścisnąć). Zawiesić haczyk na wybranym kółeczku łańcuszka i lekko zacisnąć tak aby druciki się stykały.






Ponieważ wymyślony przeze mnie naszyjnik posiada coś w rodzaju wisiorka- chwościka. Trzeba zrobić podstawę do niego z kółeczek- sprężynek. Ja połączyłam jedno większe kółeczko i dwa mniejsze. Większe kółeczko przyczepiłam do łańcuszka, żeby oddalić trochę całą konstrukcję. To co jest na zdjęciu to taki trik jubilerski. Żeby oszczędzić paznokcie oraz przyśpieszyć pracę, sprężynkę rozchyla się igłą i to na prawdę pomaga założyć na nią inne elementy.






Na podstawę z kółeczek - sprężynek zawieszam koraliki na przyciętych szpilkach w konfiguracji dowolnej. Ja je rozłożyłam promieniście, wyglądają korzystniej jak sobie wiszą. Poprzyczepiałam szybciutko po kilka koralików dookoła wisiorka i tyle. Gra i buczy:P






A tak wygląda w dalszej perspektywie. Jeżeli ktoś chce jeszcze jakieś instrukcje, albo coś jest nieczytelne to piszcie. Chętnie wyjaśnię o co biega. A sama wracam do dalszej pracy i pisania postów. Dobrze, że aura sprzyja pozostaniu w domu....

wtorek, 27 października 2009

Dramatyczne niebo...

Jak tak właśnie patrzę przez okno na przesuwające się leniwie czarne chmury po przeplatane gdzieniegdzie srebrnymi wolnymi przestrzeniami, to tak mi się wydaje, że właśnie w tych kolorach jest ten naszyjnik. W kolorach jesiennego dramatycznie czarno- srebrnego nieba. Szkoda, że zdjęcia nie oddają dobrze barwy. Z tego co wiem to taki rodzaj przypięcia koralików dookoła łańcuszka nazywa się jeżyk. Tylko, że jeżyk jest w takiej bardziej gęstej formie. Mój taki wychudzony. Na jeżyka poszło: 14 kostek masy perłowej, 15 kuleczek czarnego hematytu , 15 cyrkonowych srebrnych kuleczek oraz łańcuszek srebrny wszystko wymieszać i nosić ze smakiem. Niebo zrobiło się już całkiem czarne więc tak dla ciekawości pokażę moje pierwsze próby szydełkowania naszyjnika:



Próbowałam szydełkować czarne i perłowe koraliki na żyłce jubilerskiej. Efekt ciekawy lecz bardzo praco chłonne. Bo najpierw trzeba nawlec te wszystkie koraliki na żyłkę. Pewnie jest kilka sposobów jak zrobić to szybko ale i tak zabiera to trochę czasu. A potem szydełkujesz i okazuje się, że wzór który wybrałaś jest taki trochę koralikożerny i brakuje Ci koralików i wychodzi Ci w sumie zamiast naszyjnika bransoletka rozciągająca się w naszyjnik. Ale nie zrażam się. Na pewno spróbuję z jakimiś fajnymi kamykami, coby było bardziej eleganckie. Pomysł podoba mi się! A jak!!!


Jak któraś z kobiet zakłada ciuch z duużym dekoltem to po pierwsze primo zakłada dużą ozdobną biżuterię na szyję, żeby ten dekolt lekko zakryć. Po drugie primo zakłada coś małego najlepiej świecącego, żeby jednak wzrok przyciągnąć w ten dekolt. Albo po trzecie primo zakłada coś takiego jak prezentowany obok długaśny naszyjnik, żeby wzrok od tego dekoltu odciągnąć lekko w dół. I właśnie długaśny naszyjnik mi wyszedł godzinę przed sobotnią imprezą.

Tak to sobie właśnie naszyjnikuje i cieszę się niezmiernie bo paczki z akcesoriami przyszły!!!

środa, 21 października 2009

Retro i Disco!!!

Gratisy to jednak dobra rzecz przy zamawianiu akcesoriów. Wszystko co dzisiaj stworzyłam powstało albo z gratisów albo z podarowanych przez kogoś koralików. Dzisiaj zaczynam od naszyjnika w stylu disco:P Tak mi się poskręcał z 3 opakowań koralików rureczek. Metalic, czarny i metalic- róż. Każdy maleńki koralik jest nawleczony osobno i jest ich chyba z milion. Naszyjnik obok satysfakcji przysporzyli mi również bólu dłoni:






Kolczyki w stylu retro. Piękny szary kamień, oksydowane przekładki, srebrny łańcuszek i bigle. Takie zgrabne wyszły. Mam nadzieję, że się spodobają. Dzisiaj po długiej przerwie był dzień zamawiania akcesoriów. Już się nie mogę doczekać. Otwieranie paczki, przeliczanie koralików i delektowanie się błyskotkami to najlepsze zajęcie na jesienne popołudnie. Paczka pewnie przyjdzie w piątek, szkoda, że tak późno w piątek wracam pewnie będę musiała odłożyć przyjemności do niedzieli. Wyobrażacie sobie:)

Dzisiaj tak króciutko a na zakończenie przypomniał mi się bardzo stary kawał o Stalinie:
Rosja. Wczesny ranek, ciemno i zimno na dworze. W milionach komunistycznych bloków rozlega się jedynie słuszne radio.
Spiker: Dzień Dobry Towarzysze! Towarzysz Stalin wstał już, więc i Wy wstańcie.
Spiker: Drodzy rodacy! Towarzysz Stalin się gimnastykuje, więc i wy się gimnastykujcie!!!
Spiker: Towarzysze! Towarzysz Stalin je śniadanie... a dla was... a dla was chwila muzyki:P



A dla Was chwila muzyki na YouTube- link



Przyrzekam, że zawsze jak słucham tego mam lepszy humor. Zresztą widząc teledysk trudno się nie uśmiechać:P

wtorek, 13 października 2009

Tak z innej mańki- szalik szydełkowy

Historia tej wełny sięga czasów Prometeusza i jego boju o ogień dla ludzkości. Poważnie. Wełna ta (chyba z 4 kłębki) była już: rękawiczkami, fragmentem szalika, małymi kwiatuszkami. Trzy razy w swoim żywocie była zaczątkiem trójkątnej chusty. Aż wreszcie jej karma się odwróciła i stała się pięknym szalikiem. Tak się na niego napaliłam, że szalk powstał w jeden deszczowy jesienny weekend. Kolor pięknie współgra ze spadającymi żółtymi liściami topoli, która rośnie w ilości sztuk cztery w bliskości naszego domu. W czasie takiego leniwego weekendu gdy ręce są zajęte pracą można sporo przemyśleć życiowych spraw. Deszcz za oknem, dobra gorąca herbata, miła muzyczka i coś pożytecznego do zrobienia i nasze cztery kąty w ponurym bloku stają się nagle oazą przytulności. Jak słusznie zespół Dżem śpiewał w życiu piękne są tylko chwile...I pewnie jak się kiedyś wnuków dorobię to o takich chwilach będę opowiadać. O tym jak w deszczowe popołudnia razem z moją mamą obierałyśmy grzyby. Chichrając się do nieprzytomności z historii rodzinnych opowiadanych przez nią. O wspólnym gotowaniu, śmianiu się i płakaniu... Bo przecież nie będę wnukom opowiadać kto wygrał X edycję Tańca z Gwiazdami:P...
A wracając do praktycznych rzeczy:
Proszę nie komentować zdjęć bo robiłam je z narażeniem życia i wiem że są nieostre. No cuż nie można mieć wszystkiego. Wystarczy , że jestem piękna i mądra i urocza prawda:D?? Z szydełkowaniem to jest tak, że za bardzo nie umiem. Ale jak spojrzę na jakiś wzór to się go nauczę i tylko ten wałkuję. To jest zrobione z wchlarzyka z 3 słupków, tak mi się wydaje i gdzie niegdzie oczka łańcuszka. No nie wiem jak załapie jakiś wzór to robię aż się wełna skończy, i tak właśnie było z tym szalikiem, długi z dziurkami (ażurowy) i taki jesienny. Nie ma mowy żebym nauczyła kogoś jak się to robi, bo sama nauczyłam się z internetu jak miałam nogę w gipsie i byłam unieruchomiona. A tych co chcą to odsyłam do fajnej strony o szydełkowaniu z której się uczyłam:
Link do strony o szydełkowaniu
Pozdrawiam!!! U nas dzisiaj padał grad:P

niedziela, 4 października 2009

Wolność Tomku w swoim domku

Prawdą jest jakoby człowiek doceniał to co właśnie stracił, łącznie z szansą i nadzieją na coś. Ja miałam ostatnio ciekawą życiową propozycję, do której podeszłam nieprzychylnie na początku a z czasem uznałam za genialny pomysł i wtedy straciłam tą propozycję, nie była już aktualna. No i ok w życiu tak jest, że nie wszystko wychodzi tak jakbyśmy chcieli. Specjalnie nie rozpaczam bo wiem, że coś tam się jeszcze pojawi ciekawego. Ale zastanawiam się nad swoimi odczuciami, nowymi pomysłami jakie przyniósł projekt. Nigdy nie podejrzewałam, że moje podejście do życia w mieście i na wsi zmieni się tak diametralnie. Najbardziej jestem zdziwiona faktem, że jeszcze tydzień temu zacięcie broniłam swojego zdania a już kilka dni później układałam w głowie plany nowego życia:) Czyli jednak kobieta zmienną jest oraz tylko krowa nie zmienia zdania:) I w sumie wyszło na to że podobają mi się moje zdolności adaptacyjne do nowej sytuacji, czyli jednak myślenie zadaniowe: jest konkretna sytuacja i zastanawiam się jak jej sprostać najbardziej. Plusy i minusy mieszkania w mieście i na wsi istnieją, nikt tego nie ukrywa, więc trzeba konsekwentnie i pozytywnie (bardzo ważne!!!) nastawić się do podjętej decyzji. Będąc w temacie planowania przyszłego miejsca zamieszkania, nie mogę przejść obok kwestii tworzenia biżuterii. Jak wiadomo do tego potrzeba miejsca. Czasami nawet sporo (wnioskuję z rozmów z koleżankami tworzącymi biżuterię). Zastanawiam się również jak koleżanki po fachu aranżują swoje miejsce pracy. Na pewno tworzenie na kolanie nie jest niczym złym, tylko nie na dłuższą metę. Idealnie by było mieć własne miejsce do tworzenia. O czym pomyśleć żeby było idealnie (według mnie oczywiście)? O przestrzeni, wygodzie, oświetleniu, przechowywaniu akcesorii, przechowywaniu gotowych wyrobów, miejscu do robienia zdjęć.
Przestrzeń -przestronne wnętrze to słowo klucz, czyli wersalskie salony, amerykański rozmach i duże schody jak z Dynastii. A tak naprawdę liczę na płaskie biurko lub stół. Nie ma nic bardziej wkurzającego niż nierówna powierzchnia z której staczają się (do rynsztoka:P a jak) koraliki. Dobrym pomysłem jest podłożenie jakiejkolwiek tkaniny wtedy te małe potwory tak się nie kulają. Wiem z własnego doświadczenia, że potrzeba miejsca na manewry około koralikowe i najważniejsze potrzeba miejsca na rozłożenie wszystkich swoich materiałów, linijki, notatek ze szkicem, albo takich do obliczeń (tak tak, w czasie tworzenia stosujemy trochę matematyki). Mi tworzenie jednej rzeczy zajmuje około godziny (nigdy się nie spieszę, wybieram i dopasowuje powoli, szkicuje a czasami po prostu przeglądam swoje zasoby). Dlatego ważne jest aby miejsce w którym siedzimy było wygodne. Dobrze jest zadbać o wygodne krzesło, żeby nie bolały nas plecy i kark. Najgorsza jest tendencja do garbienia się, czyli coś co mam ja. Jak czuję, że drętwieje wstaje i rozciągam się (nie ma jak joga). Aby czas miło leciał ja potrzebuję dobrej muzyki polecam Melody Gardot oraz Dianę Krall:)

Melody Gardot- link do utworu na Youtube

Diane Krall- link do utworu na Youtube

aha wtedy nastrojowe oświetlenie odpada, to nie romantyczna kolacja tylko ciężka praca tak więc oświetlenie musi być porządne. Dzienne światło daje najlepsze warunki pracy, oświetlenie sztuczne powinno być w miarę możliwości jak najpełniejsze. Tutaj pojawia się kwestia barwy światła czy żółte (bardzo dobre dla oczu, gorsze dla biżuterii, pożółca i przekłamuje kolory) czy białe (idealne dla biżuterii, nieznośne dla oczu). Ja wybieram żółte z powodu higieny pracy, a zdjęcia robię w świetle białym ot i wymyślili. Jeżeli chodzi o przechowywanie to jest to ciężki temat. Przede wszystkim półfabrykatów jest zazwyczaj sporo. Najlepiej trzymać każdy rodzaj i kolor w osobnym opakowaniu np. w woreczkach strunowych. Następne pomysły to pudełka- oczywista oczywistość. Najlepiej sprawdzają się wykonane z przezroczystego tworzywa, można zobaczyć ich zawartość. Moim patentem są pudełka po lodach:P (ekonomiczne) a super fajnym pomysłem są takie pudełka dla wędkarzy, maja małe przegródki i są w kształcie szkatułki (takiej większej). Co jeszcze: słoiczki, woreczki, szkatułki i co dusza zapragnie. ja trzymam te wszystkie pojemniki w torbie- kiedyś była torbą sportową dziś już nie jest, długa historia... Tak naprawdę nie widziałam nigdy na żywo miejsca pracy biżuteryjek, za to widziałam kilka zdjęć w internecie. Nie wiem czy do zdjęcia czy tak w ogóle jest, ale niesamowity porządek macie dziewczyny:) Chociaż prawdę mówiąc ja również się porządku nauczyłam. Rodzina chyba by mnie oskubała jakby ciągle się coś walało po podłodze. Wiem, że niektórzy mają szufladę specjalną, albo widziałam również starą walizkę:P Każdy sposób dobry byleby nie zajmował dużo miejsca (w końcu mieszkamy w Polsce- krainie małych mieszkań, oraz był praktyczny- czyli każdą rzecz łatwo wyjąć i włożyć i żeby można było szybko zlokalizować poszczególne drobne elementy i żeby był pokój na świecie:P Ja wszystko opisuje. Mam specjalną bazę w excelu, gdzie zapisuje co i za ile i od kogo kupiłam, nadaje temu numer i potem naklejam owy numer na torebkę z półfabrykatem. Mi się to sprawdza, dla niektórych za dużo zachodu i ok. Każdy idzie własną drogą zen. Inaczej się ma sprawa z gotowymi wyrobami. Je trzymam w starej zakopiańskiej szkatułce mojej mamy. Bo zawsze dobrze wiedzieć, że po ścisku w starej torbie sportowej czeka nas cudowne miejsce gdzieś wyżej. Ok na koniec miejsce do robienia zdjęć. Każdy z nas ma inaczej, i nie będę uogólniać jednak jest jedna zasada lokalizacja lokalizacja i lokalizacja- jak ja znajdziecie będziecie wiedzieć:P Czyli dużo naturalnego światła, ale nie ostre słońce czyli jak na pierwszej randce nie za ciemno i nie za ostro:P Jak trzeba to doświetlcie najlepiej białym światłem (takie się stosuje w jubilerstwie). Przydaje się również biała kartka jako tło i musicie znać się na waszym aparacie - czyli instrukcja obsługi w ruch:)
To by było na tyle, dawno nie pisałam i już zaczełam zapominać jaką mam przyjemność z pisania:) a przyjemności nigdy nie z wiele. Mam nadzieję, że komuś pomogą moje rady, jak macie jakieś inne to dawajcie im więcej tym lepiej. Pozdrawiam ze sztormowego Gdańska.

wtorek, 22 września 2009

Cracklowe naszyjniki

Ja nie wiem czy tak samo mają osoby, które tworzą biżuterię ale ja mam na pewno. Chodzi mi o stan wiecznego oczekiwania, na wenę twórczą, na możliwość tworzenia po pracy, na przyjście zamówionych koralików i akcesoriów, na możliwość zamówienia owych rzeczy, na kasę za którą owe rzeczy zamówię, czekania na moment kiedy w końcu pokaże komuś to co zrobiłam i tak dalej. A najśmieszniejsze jest to, że praktycznie co miesiąc robię duże zamówienie akcesorii do wyrobu biżuterii i zawsze mi czegoś brakuje. Wiem, powinnam mieszkać w sklepie jubilerskim i brać z półek to na co mam ochotę:P, (nota bene czy to nie jest jeden z najpiękniejszych dziecięcych snów, oczywiście związany ze słodyczami). Jakkolwiek moje ostatnie rozmowy z osobami, które chcą ode mnie jakąś biżuterię brzmią: aha wiem, takie duże kuleczki, no tak to nie mam ich ale mogę zamówić:P albo gorzej: już ich nie mogę zamówić. Ciężko finansowo się jest przestawić na to, żeby jednak inwestować w akcesoria. Ja po prostu na razie działam na zasadzie sklepu z czasów komuny:) bierzesz to co jest:P I to jest właśnie różnica pomiędzy osobami takimi jak ja (hobby) a osobami, które zajmują się tym profesjonalnie (zawodowo). Może przyjdzie czas w którym wyemigruje do tej drugiej grupy. Na razie jest dobrze tak jak jest, przynajmniej dla mnie. A kto powiedział, że mam zadowolić wszystkich:)


Na razie zadowalam siebie, tym czym się zajmuję. Mam czarny golf na którym bardzo elegancko wygląda ten naszyjnik. Jest długi dynda sobie:). Kulki czarno- kryształowe szklane crackle, srebrny łańcuszek, cyrkoniowe kuleczki posrebrzane.




Do tego fajne wiszące kolczyki, choć przyznam się szczerze, że nie nosze ich razem bo są za blisko siebie:) co za dużo to się choinka obrazi:) Zrobię do nich bransoletę to będzie akurat:P




To zdjęcie robiliśmy na balkonie koło wrzosów mojej mamy, tak więc wszystko zrobiło się takie ładne liliowe. Więcej nic nie dodam bo jaki jest koń każdy widzi:)













Porzeczkowy naszyjnik to już inna historia. Na zamówienie weselne koleżanki Katheriny (pozdrawiam serdecznie). Więc jak widzicie lato się kończy a ja z porzeczek nie wychodzę. No i ok. Alles Klar jak mówią nasi zachodni sąsiedzi.

sobota, 5 września 2009

Otomin

Niedaleko Gdańska leży wśród lasów spokojne, malownicze Jezioro Otomińskie. Obok jeziora leży ( kiedyś wieś, dzisiaj już prawie dzielnica Gdańska) Otomin, od którego pochodzi nazwa jeziora. Ale znana jest legenda, która mówi inaczej. Ponad tysiąc lat temu nad jeziorem, w grodzisku mieszkał samotnie ze służbą rycerz Otomin. Często o zachodzie słońca przechadzał się nad brzegiem jeziora i któregoś dnia równo o zachodzie słońca usłyszał unoszące się z jeziora dźwięki harfy. Zaintrygowany przychodził codziennie aż jego trud został wynagrodzony i z jeziora wynurzyła się rusałka. Miała na imię Otomina i mieszkała w głębi jeziora samotnie. Rycerz zauroczony dziewczyną spotykał się z nią co noc do momentu otrzymania rozkazu od samego Księcia Wisława. Rozkaz dotyczył uczestnictwa w turnieju rycerskim w Gdańsku. Otomin musiał w nim uczestniczyc, bo wola księcia była najważniejsza. Żegnając się z rusałką Otominą otrzymał od niej wieniec białych lilii aby pamiętał o niej i mógł wygrac turniej. Jednak prosiła go o jedno, nie może zdradzic nikomu od kogo otrzymał kwiaty. Rycerz pojechał do gdańskiego grodu i unoszony miłością Otominy wygrał turniej. Książę Wisław zaprosił go na późniejszą ucztę, gdzie Otomin bawił się i radował ucztując, jedząc i pijąc, nie unikając miodu pitnego. Baczne oko na rycerza miały córki księcia: Subisława, Mirosława i Justyna, kuzynka zza Odry. Przymilały się do niego przez całą wieczerzę, nie dając mu spokoju zagadywały kto przystroił go pięknymi liliami. Znużony całym dniem oraz dużą ilością miodu rycerz, chcą pozbyć się natrętnych dziewczyn powiedział, że kocha się w rusałce Otominie i to ona tak go ustroiła. Nie zdążył jeszcze dokończyć zdania gdy spostrzegł na twarzach dziewczyn przerażenie. Zerwał wianek z głowy i zobaczył, że lilie zwiędły i sczerniały jakby rażone gwałtownym ogniem. Otomin zerwał się, wskoczył na konia i ruszył traktem do swojego grodziska. Kiedy końskie kopyta zadudniły na drewnianym podjeździe nad fosą, natychmiast otwarły się bramy grodziska. Otomin zastał swoją służbę bardzo podnieconą. Zaufany giermek powiedział mu, że o północy, niedawno temu jakiś gwałtowny, przejmujący szloch przeszedł ponad jeziorem. Zrozpaczony Otomin pobiegł nad brzeg jeziora wołając swoją Otominę, ale ona nigdy już się nie pokazała. Zdradzona Otomina na zawsze pozostała na dnie w swoim samotnym pałacu. A z powierzchni wody znikły wszystkie lilie...
Jezioro Otomińskie. Czy to rusałka...No raczej nie:P
Znikły lilie a łabędzie pozostały...

środa, 26 sierpnia 2009

Przyczajone ważki ukryte smoczyce:)

Mój sposób na stresy? Kajakowanie!! Nic tak nie odpręża jak powolny spływ rzeką. Pływaliśmy pierwszy raz na rzece Wda (Czarna Woda). Tylko dwa dni, krótki odcinek ale na pewno tam wrócimy. Płynęliśmy taką małą ekipą na dwa kajaki od miejscowości Czubek.:) Rzeka fantastyczna przez całe kilometry nie widać po żadnej stronie zabudowań ludzkich , tylko pola i lasy. Tak więc prowiant na drogę trzeba mieć przygotowany. Byliśmy bardzo zaskoczeni "dzikością" otoczenia, bo przecież taka na przykład Krutyń to w porównaniu z Wdą wielki bazar:) Tutaj tylko my i rzeka, czasami po drodze spotykani jacyś kajakarze. Rzeka czysta, natomiast mało ryb za to sporo ważek. Piękne, duże, granatowe, furgocące i odpoczywające na naszych kajakach gdzie popadło: na kolanie, na wiośle, na głowie, na burtach. Latają całymi chmarami. Wtedy można było im się dokładnie przyjrzeć i naprawdę wyglądają jak miniaturowe smoki:) Rzeka niesie leniwie, ale czyhają na nas również podtopione konary, które urozmaicają kajakowanie. Trzeba też wykazać się już lekką umiejętnością wiosłowania, żeby nie zaliczyć wywrotki. Co prawda byliśmy na to przygotowani, worki na śmieci to jest to!

Taki spływ niesie za sobą kilka atrakcji takich jak rozbijanie namiotu na polu namiotowym, wypad po prowiant 5 km szosą w japonkach:P, słynne (w niektórych kręgach) rozpalanie ogniska od jednej zapałki oraz obserwowanie gwiazd na niebie. Należy dodać do tego walkę z komarami oraz nocne mycie zębów z latarką czołową a mamy przepis na ekstremalną (w wersji mini) wyprawę. Biwakowego uroku dodawali nam również spotkani na noclegu kajakarze z Warszawy, którzy dołączyli się do naszego ogniska przynosząc gitarę.

Drugie dnia powtórka z rozrywki, oraz dodatkowe elementy jak przenosiny kajaka we Wdeckim Młynie.

Tam krótki postój a później dalej na rzece gdzie czekały nas męczące zakręty oraz żarłoczne komary. Jako jedyna posiadaczka mapy odpowiadałam ciągle na jedno powtarzające się pytanie. Daleko jeszcze?? Daleko, niedaleko jak dopłynęliśmy do mostu, z którego miał nas zgarnąć Pan Od Kajaków wszystkim było już smutno, pomimo zmęczenia.
Na Wdę wrócimy na pewno, ponieważ dowiedzieliśmy się, że następny odcinek jest jeszcze bardziej ciekawy. A my ciekawscy ludzie jesteśmy:P. Może nawet następny raz będzie na nowym Żółtym Dymańcu (nowy zakup- żółty gumowy kajak. Jak tylko przyjdzie będziemy testować na naszych rzekach i bajorach i kałużach...). Pomysł zakupu własnego kajaka narodził się w głowie Pawła już dawno, na Krutyni podczas spływu, widzieliśmy parę która takim płynęła- fajna łódź bojowa. No i ta niezależność spływu. Ok zobaczymy jak przyjdzie paczka:P