Taki spływ niesie za sobą kilka atrakcji takich jak rozbijanie namiotu na polu namiotowym, wypad po prowiant 5 km szosą w japonkach:P, słynne (w niektórych kręgach) rozpalanie ogniska od jednej zapałki oraz obserwowanie gwiazd na niebie. Należy dodać do tego walkę z komarami oraz nocne mycie zębów z latarką czołową a mamy przepis na ekstremalną (w wersji mini) wyprawę. Biwakowego uroku dodawali nam również spotkani na noclegu kajakarze z Warszawy, którzy dołączyli się do naszego ogniska przynosząc gitarę.
Drugie dnia powtórka z rozrywki, oraz dodatkowe elementy jak przenosiny kajaka we Wdeckim Młynie.
Tam krótki postój a później dalej na rzece gdzie czekały nas męczące zakręty oraz żarłoczne komary. Jako jedyna posiadaczka mapy odpowiadałam ciągle na jedno powtarzające się pytanie. Daleko jeszcze?? Daleko, niedaleko jak dopłynęliśmy do mostu, z którego miał nas zgarnąć Pan Od Kajaków wszystkim było już smutno, pomimo zmęczenia.
Na Wdę wrócimy na pewno, ponieważ dowiedzieliśmy się, że następny odcinek jest jeszcze bardziej ciekawy. A my ciekawscy ludzie jesteśmy:P. Może nawet następny raz będzie na nowym Żółtym Dymańcu (nowy zakup- żółty gumowy kajak. Jak tylko przyjdzie będziemy testować na naszych rzekach i bajorach i kałużach...). Pomysł zakupu własnego kajaka narodził się w głowie Pawła już dawno, na Krutyni podczas spływu, widzieliśmy parę która takim płynęła- fajna łódź bojowa. No i ta niezależność spływu. Ok zobaczymy jak przyjdzie paczka:P
Aj aj - jakie widoczki! Z kajakami kojarzą mi się jakieś takie fajne wakacje. Do tego pływanie kajakiem wspominam z ogromną przyjemnością - o wiele większą, niż łódkami, czy żaglówkami. patrzę na te zdjęcia i moja ochota na kajakową wyprawę rośnie.
OdpowiedzUsuń